Kilka lat temu, przechodząc przez jedno z łódzkich podwórek nie przypuszczałem, że w takim miejscu spotka mnie coś nadzwyczajnego. A jednak, zwykłe podwórko dostarczyło niespodziewanie silnego wrażenia wizualnego. Oprócz ogólnego zaniedbania, w otoczeniu szaroburej sterty śmieci, zauważyłem leżący pod ścianą sporych rozmiarów kolorowy kopczyk. Po bliższym spojrzeniu okazało się, że są to zużyte kasetki po błonach fotograficznych. Wprawdzie wszystko co tam leżało było śmieciami, ale barwny kopczyk był oddzielnym i zupełnie obcym bytem w tym miejscu, to były dwa różne światy. Szczególny efekt wizualny tworzył zaskakujący kontrast ogólnej szarości otoczenia z wielokolorową stertą kasetek. Ich obecność miała w sobie coś zagadkowego i prowokującego, niczym niezwykle barwny motyl na jesiennym kartoflisku.
Sytuacji na podwórku towarzyszyła także, w moim odczuciu, jakaś intrygująca cisza – milczenie wyrzuconych, (ale przez profesję) bliskich mi przedmiotów. To nieuchwytne wrażenie w jednej chwili dalekim echem przywołało (jakże trafne w tej sytuacji) słowa piosenki Ewy Demarczyk: „... milczałaś kolorowo”. Tak, kasetki milczały kolorowo nieodkrytą w nich potencją kreacji.
Wizualne i emocjonalne doznanie, jakie pozostawiło w mojej pamięci tamto spotkanie z porzuconymi kasetkami odzwierciedla, w artystycznej formule, obecna wystawa.
Ekspozycja składa się z dwóch, kontrastujących formą i miejscem umieszczenia w galerii, ciągów prac. Jeden, usytuowany na podłodze pod ścianą – to chaos przypadkowo rozrzuconych kasetek; drugi, prace wiszące na ścianie – to rezultat opanowania żywiołu materii w formie subiektywnie uporządkowanych struktur. Dolny rząd tworzą kopczyki śmieci składające się z kilkuset kasetek – to surowa rzeczywistość (choć z oczywistych względów ograniczona), autoekspresja samych przedmiotów. Górny zestaw prac – to ułożone z kasetek, blisko trzystuelementowe, fakturalne asamblaże. Zestaw asamblaży trzeba odczytywać poprzez ciąg dolny, gdyż oba szeregi (formalnie opozycyjne) swoiście się uzupełniają. Tworzą relacje między dwoma formami obecności, dwoma „stanami skupienia” kasetek.
Są grą inwencji twórczej z przypadkiem.
W tym miejscu trzeba przypomnieć, że fotograficzna kasetka na błonę małoobrazkową jest w użyciu, w niemal niezmienionej postaci, już od 90 lat. Jest to specyficzny rodzaj niewielkiego pojemnika i opakowania, którego podstawową cechą jest światłoszczelność. Jest jednym z niewielu opakowań, które po krótkotrwałym użytkowaniu wyrzuca się w stanie nienaruszonym. Kiedyś kasetki były czarnymi, bakelitowymi fabrykatami zaklejonymi wąską, firmową banderolą, od lat 70. ubiegłego wieku zaczęły nabierać indywidualności. Metalowe puszeczki o walcowanym kształcie przybrały barwy poszczególnych firm fotograficznych oraz indywidualne oznaczenia graficznotekstowe informujące o rodzaju błony. Kasetki nabrały walorów estetycznych i stały się same w sobie wizualnie atrakcyjnym przedmiotem.
I właśnie walory wizualne, a przede wszystkim barwa i jednakowy kształt decydują o tym, że kasetka może być nietypowym, a interesującym środkiem wyrazu plastycznego. W praktyce artystycznej kasetka-opakowanie, uwolnione od swej użytkowej funkcji, staje się modułem (podobnie jak np. kostka
w mozaice) do tworzenia obiektów plastycznych, np. asamblaży.
Prezentowane na wystawie kasetkowe asamblaże pozbawione kontekstu dolnego ciągu kasetkowych kopczyków, są autonomicznymi pracami plastycznymi.
Kasetki jako tworzywo realizacji plastycznych były dla mnie całkowicie nowym doświadczeniem, choć
w mojej dotychczasowej działalności artystycznej raz już posłużyłem się tworzywem niefotograficznym. Były to szpulki i taśmy ochronne po błonach zwojowych użyte do realizacji wystawy autorskiej „Hommage á G. Eastman” eksponowanej w 1989 r.
w Małej Galerii ZPAF w Toruniu.
Zawsze taki sam, prosty wrzecionowaty kształt kasetki oraz cztery, dominujące żywe kolory (żółty, czerwony, niebieski, zielony) niejako narzucają tworzenie układów o charakterze geometrycznym.
W tym też kierunku zmierzała moja inwencja. Rola kasetki w strukturze dzieła została ograniczona do barwnych plamek, które tworzą mniej lub bardziej regularne kształty, linearne rytmy, abstrakcyjne plamy, stylizowane rysunki. Powstały dekoracyjne asamblaże (oczywiście nie jest to jedyny sposób wykorzystania kasetek w dziele plastycznym), w których fizyczna forma kasetki stała się cechą drugorzędną, a nawet niewidoczną. Dominuje ostry kolor
i faktura determinowana użytym materiałem.
Pracy nad asamblażami towarzyszyły ograniczenia formalne: taki sam format wszystkich prac, pionowe układanie kasetek oraz całkowite wypełnienie płaszczyzny ograniczonej drewnianą ramą. Te zasady pozwoliły na skoncentrowanie mojej uwagi na kompozycji budowanej, jak już powiedziałem, poprzez kolor oraz na zachowanie formalnej spójności wszystkich prac. Mimo narzuconej sobie dyscypliny, w praktyce zdarzyły się dwa wyjątki; jeden – gdzie przez multiplikację obrazu podwoiła się jego wysokość, drugi – gdzie kasetki są ułożone poziomo.
Zabawa z kasetkami zaowocowała powstaniem 25 asamblaży. Na wystawie prace zostały pogrupowane po 3-4 dzieła i ułożone w takim szyku, który uwidacznia kolejne fazy penetrowania plastycznych możliwości materiału. Punktem wyjścia są prace pokazujące bazę kolorystyczną kasetek. Następne asamblaże tworzą sekwencje: komplikowanie wzoru w obrębie tych samych kolorów, mutacje kolorystyczne tego samego układu, różne figury na takim samym tle, struktury dywanowe, układy przedstawiające.
Każda grupa prac stanowi pewną odrębność brzmieniową i obrazuje swoistą tonację emocjonalną autora.
Czy warto było poświęcić tyle czasu, tak czy owak, śmieciom? Warto, gdyż okazały się atrakcyjniejsze niż początkowo sądziłem. W miarę upływu czasu spędzonego z kasetkami, odsłaniały one swoje tajemnice, stawały się medium wyzwalającym wyobraźnię. Obcowanie z masą kasetek dawało radość zmysłom, radość dziecka budującego z klocków sobie tylko czytelne budowle, bez miary i bez granic. Owe odpadki cywilizacji wyrwałem ze śmietnika i zatrzymałem (choć będzie to tylko krótki okres trwania wystawy) w pół drogi między spełnioną rolą opakowania, a spotkaniem z hutniczym piecem. Dodam jeszcze, że inwazja techniki cyfrowej w fotografii może wkrótce wyprzeć z użycia tradycyjną kasetkę, a tym samym pozbawi nas przyjemności obcowania z tym ładnym pudełeczkiem.
Z chaotycznego bezmiaru kasetek powstał świat moich asamblaży, podobnie jak z nieuporządkowanej pramaterii powstał Świat, w którym żyjemy. Właśnie do tego kluczowego momentu chciałbym symbolicznie nawiązać tą wystawą, a zwłaszcza poprzez datę jej otwarcia – 22.10.2004 r. godzina 18. Bowiem wg ustaleń arcybiskupa z Armagh Jamsa Usshera zawartych w „Kronice Świata” wydanej w 1650 r., Świat powstał 23.10.4004 r. p.n.e. o godzinie 6 wieczorem. Zatem wernisaż mojej wystawy odbywa się dokładnie w wigilię rocznicy tego wydarzenia. Wprawdzie dogmat biblijnej historii stworzenia Świata jest dzisiaj nie do pogodzenia z naukowymi teoriami, niemniej jest bliższy ludzkiej skali, czytelniejszy dla naszej wyobraźni. To swoista licentia poetica, tak przecież bliska twórczości artystycznej.
Grzegorz Bojanowski 1997/2004
|