Twórczość Tomasza Sikory wyraża najnowsze przemiany kulturowe związane z coraz większą presją fotografii reklamowej, w tym mody. Dokonywały się one już wcześniej w świecie anglo-amerykańskim głównie od lat 60. XX wieku wraz z wychodzącą od koncepcji portretu wybitną twórczością Amerykanina Richarda Avedona, a od lat 70. – Australijczyka o niemieckich korzeniach – Helmuta Newtona. Ale warto przypomnieć, że grafiką reklamową zajmowali się konstruktywiści, i że surrealizm już w latach 30. oddziaływał na firmy reklamowe zajmujące się modą.
Jak kształtowała się postawa twórcza Tomasza Sikory? Polska fotografia mody jest do tej pory wielką historyczną niewiadomą. Z okresu międzywojennego znamy tylko portrety Jerzego Benedykta Dorysa (właściwie Z. Rotenberga) dokumentującego w okresie międzywojennym i po II wojnie światowej obszar polskiej kultury. Te zdjęcia są ważne dla fotografii polskiej, lecz nie wyróżniają się niczym szczególnym na tle tego typu portretowania w Europie. Analogiczne przykłady do twórczości Dorysa znajdziemy w wielu ówczesnych krajach europejskich.
Dopiero działalność Tomasza Sikory z lat 70. stworzyła z tego rodzaju fotografii użytkowej komunikat wizualny na wysokim poziomie artystycznym. W jego zdjęciach, z których najbardziej znana jest kampania reklamowa dla LOT-u, widoczny jest erotyzm modelek, świadome używanie akcesoriów, które dopełniają sfery metaforycznej i znaczeniowej. W nieco później wykonanych zdjęciach artysta wykorzystał grę aktorską z elementami perwersji (kobiety trzymające lub prowadzące na smyczy kota). Szkoda, że prace nie miały swego ściśle fotograficznego opracowania, np. w postaci wystawy fotograficznej. Sytuowały się bliżej grafiki projektowej o przeciętnej typografii, której głównym celem było wydanie czasopisma pt. „Propozycje”, do czego nie doszło. Fotografia, zarówno reportażowa jak i reklamowa, często spychana jest do tej pory na kulturowy margines, służąc wyłącznie np. koncernom prasowym związanym z tematyką kobiecą.
Warto zaznaczyć, że w niektórych zdjęciach z drugiej połowy lat 70. Tomasz Sikora zbliżył się do późniejszego stylu Helmuta Newtona, który ukazał „potęgę kobiet”, choć ściśle wyreżyserowaną przez mężczyznę.
W latach 1978-1979 Sikora wykonał wraz z grafikiem Marcinem Mroszczakiem najbardziej znany cykl fotografii czarno-białych kolorowanych aerografem, pt. Alicja w krainie czarów. Cykl kilkunastu zdjęć inspirowanych powieścią Lewisa Carrola okazał się jego najważniejszym osiągnięciem artystycznym do tej pory. Fantastyka strojów, zabawa, panowanie nad dużym planem każe widzieć w tym cyklu jedną z możliwości zapowiedzi „fotografii inscenizowanej”. Uzmysławia, że inspiracje płynące ze zdjęć reklamowych, a także z teatru i filmu, mogą w niezwykły sposób ożywić pojęcie fotografii artystycznej. Nic dziwnego, że prace te reprezentowały sztukę polską na prestiżowym Biennale Młodych w Paryżu w 1980 roku i zakupione zostały do zbiorów Muzeum Sztuki w Łodzi. Jak wielokrotnie opowiadał sam artysta, pokazanie tego cyklu w Australii otworzyło mu drogę na tamtejszym rynku reklamowym. W 1982 roku Sikora opuścił Polskę przenosząc się do Melbourne w Australii, gdzie z powodzeniem działał na polu fotografii reklamowej.
Jest klasycznym fotografem, który w swej estetyce stosuje modernistyczne zabiegi, jak projekcja fotografii na modela, montaż, akt – wszystko to najczęściej sprowadza do neopiktorialnego efektu wizualnego, w którym rezultatem jest pojęcie malarskości uzyskane w wyniku manualnych interwencji na pozytywie. Jest także sprawnym portrecistą studyjnym. Od kilku lat mieszka także w Warszawie, angażując się, poza wykładami w różnych szkołach fotograficznych, w ideę Galerii Bezdomnej, o której jeszcze za chwilę.
Fotografie Tomka Sikory powstające od lat 70. możemy rozpatrywać przynajmniej w podwójnym kontekście: jako wytwory realizowane dla rynku reklamowego oraz jako działalność w ramach szerokiego zakresu fotografii artystycznej.
Na wystawie Nie do wiary, nie do pary przedstawił pary postaci skontrastowanych strojem i fizjonomią. Odwoływał się do tradycji fotografii jarmarcznej oraz do ludycznej strony fotografii, zadając pytania o związek między przedstawionymi postaciami. Przypuszczam, że powstanie tak zaskakujących relacji między modelami artysty możliwe było w wyniku zaufania, jakie wzbudza, szczególnie wśród młodych ludzi. Efektem tego jest także socjologiczny sukces Galerii Bezdomnej – idei rozwijanej od 2002 roku, z której, w sensie wykreowania nowego stylu czy nowych postaci na arenie fotografii polskiej, jednak niewiele wyniknęło.
W latach 90. Tomaszowi Sikorze zdecydowanie łatwiej udało się zaistnieć w polskich pismach wielkonakładowych (gdzie kreowany jest na gwiazdę polskiej fotografii) niż w galeriach artystycznych i muzeach. Bardzo często (obok Ryszarda Horowitza) pokazywany jest w telewizji polskiej. Media – w tym TV i prasa rządzą się swoimi kryteriami i wyborami, które najczęściej nie idą w parze z polityką kulturalną galerii i muzeów. Ale „żywoty” takich wyborów są bardzo krótkie, podobnie jak zmieniających się informacji, gdyż artysta w mediach ma być przede wszystkim informacją sensacyjną!
Tomasz Sikora obecnie działa równocześnie na kilku polach kulturowych. W tym samym miesiącu, czyli w listopadzie 2004, zaprezentował jednocześnie trzy wystawy – w Łodzi, Warszawie
i Krakowie. W warszawskiej galerii Fabryka Trzciny pokazał nowe kolorowe pejzaże z motywem drogi wykonane w 2004 roku w Australii.
W Galerii FF artysta przedstawił projekt pt. Nie do wiary do pary, który w pewien sposób nawiązuje do idei zawartej w wystawie Sąsiedzi z mojej ulicy, gdzie twarze autentycznych sąsiadów Sikory z Melbourne przysłonięte zostały małymi zdjęciami z wyobrażeniem tego samego motywu.1 W ten sposób Sikora sięgnął do tradycji konceptualnej próbując ją ożywić. Taki tautologiczny zapis miał już jednak swoją historię w tradycji fotografii reportażowej, aby przypomnieć np. zdjęcie Wiedeń (1949) Ernsta Haasa z Magnum.
Można się zastanawiać, dlaczego Tomasz Sikora odwołał się do tradycji konceptualizmu? Z pewnością z chęci uczestniczenia w tradycji sztuki o awangardowym charakterze, gdyż pisma kobiece i agencje reklamowe reprezentują inny obieg kulturowy, związany z korporacyjnymi praktykami globalnego kapitalizmu. Być może także dzięki grupie Łódź Kaliska, a konkretnie Andrzejowi Świetlikowi.
Co przedstawia cykl Nie do wiary do pary Tomasza Sikory? Zestawianie połówek zdjęć portretowanych jest nie tylko konceptualne, ale także kojarzy się ze znanymi reklamami kremu Vichy Laboratoires, gdzie twarze znane (aktorek) i nieznane dzielone są wzdłuż osi symetrii oddzielającej część „lepszą” – zdrową (po użyciu kremu) i „gorszą” – bez jego użycia. Sikora modyfikuje zabieg reklamowy w sposób konceptualny. Zestawia twarze kobiet, mężczyzn i dzieci w bardzo różnych konfiguracjach, przedstawiając dwie idealne, symetryczne części twarzy. Artysta ujawnia nam w postaci krótkich opisów socjologiczny wątek, który łączy ze sobą wizerunki konkretnych osób. Oczywiście mamy tutaj do czynienia z nową propozycją w zakresie portretu. Pod wpływem przemian kulturowych, także tych z zakresu filozofii (mit o androgynii) artysta zdecydował się na eksperyment, który uprawomocniony został krótszymi lub dłuższymi sentencjami opisującymi dane pary. „Połówki” twarzy są podniosłe, monumentalne, niekiedy pełne patosu. Jednak nie dajmy się zwieść – to świadomy zabieg fotografa, który pragnie udowodnić tezę, że wszystkie zestawione ze sobą wyobrażenia są bardzo podobne! Wszystkie poddane zostały metodycznej autorskiej analizie i podobnym zabiegom technicznym (to samo oświetlenie, ta sama chwila wykonania zdjęcia, co spowodowało zbliżoną reakcję na gest fotografowania). A więc mamy do czynienia ze świadomym kadrowaniem i wycinaniem rzeczywiści, która na nowo w hybrydalny sposób zostaje powołana do życia. Celowo używam tutaj bardzo popularnego określania „hybrydalny”, gdyż najlepiej pasuje ono do takich postaw, które sięgając do portretu i dokumentu fotograficznego próbują tworzyć nową jakość. Artysta rezygnuje z takich dystynkcji jak wiarygodność, prawda chwili (choć nie do końca!), realizm i psychologizm zapisu. Zmierza do świata fotografii cyfrowej, w której dowolny typ portretu można zmienić w dowolny artefakt i to na wysokim poziomie artystycznym, o czym świadczy np. działalność amerykańskiego duetu Aziz and Cucher.
W 2003 roku w galerii Wyższej Szkoły Sztuki i Projektowania w Łodzi miała miejsce inna wystawa Tomasza Sikory zatytułowana Minął rok [A year has passed]. Przedstawiała wyłącznie jego autoportrety. Mieliśmy do czynienia z formą foto-performance – odgrywania specjalnie zaaranżowanej gry o wybitnie melancholijnym i intymnym przesłaniu. Całość ekspozycji skoncentrowana była na wyrazie twarzy i ciała. Wystawa zrobiła na mnie bardzo duże wrażenie. Nie spodziewałem się, że artysta przedstawi siebie jako osobę samotną i wyobcowaną, pojawiającą się w różnych pięknych, ale „pustych” zakątkach świata. Na twarzy artysty widoczny był (a może był zainscenizowany?) strach wobec codziennej rzeczywistości/egzystencji. Powstaje ważne, choć pozostające bez ostatecznej odpowiedzi, pytanie. Czy był to prawdziwy wizerunek sławnego w Polsce fotografa? W każdym razie doskonałe panowanie nad aranżowaną sytuacją połączone z „innością i „dziwnością” istnienia dało bardzo przekonywujący efekt końcowy.
Tomasz Sikora równocześnie działa na kilku polach artystycznych, w których wymiennie stosuje praktyki znane z zakresu sztuki konceptualnej, fotomedializmu, w tym także performance, ale także z klasycznego portretu i przede wszystkim z neopiktorializmu.2
Na wystawie Nie do wiary do pary w Galerii FF pokazał, że interesuje go zasłaniana i jednocześnie odsłaniana twarz, jednocześnie destruowana i tworzona.
Sikora jest także tradycyjnym pejzażystą. Niewątpliwie reprezentuje styl eklektyczny, który odwołuje się do kilku różnych, a nawet sprzecznych postaw artystycznych (portret, konceptualizm, pejzaż), ale w obecnych czasach nie można uznać tego za błąd.
Czy można skutecznie działać na wielu polach najnowszej fotografii? Czy fotografia nie stała się już dawno wyspecjalizowaną dziedziną, wymagającą skupienia nad jednym rodzajem materii? Każdy z oglądających ekspozycję w Galerii FF może sam odpowiedzieć sobie na powyższe pytania.
Krzysztof Jurecki
|