Twórczość Piotra Komorowskiego można wyraźnie podzielić na dwa etapy. Pierwszy - to fascynacja fotografią elementarną, a drugi - to zwrot ku inscenizacji i metaforze. Prezentowane na wystawie dwa cykle fotografii Inkarnacje i Antygrawitacje, podobne między sobą w warstwie wizualnej, na pierwszy rzut oka, jawią się jako inscenizowane portrety. Sam autor określił, że ukazują one: "uniwersalny obraz współczesnego człowieka". Komorowski, w swoim Komentarzu - analizie(do własnych działań w zakresie fotografii), zwraca uwagę na istnienie w nas świadomości "tylnej, lub lepiej, odwrotnej strony fotografii", która jest dopełnieniem informacji o obiektach sfotografowanych i oglądanych na zdjęciu z tzw. jednej strony. Fotografia jest więc jakby bodźcem wyzwalającym konfrontację rzeczywistości z obrazem mentalnym, a przede wszystkim inicjującym widzenie tego, czego w rzeczywistości lub nawet na fotografii nie ma i nie było. Nie myślę tu wcale o deformacji rzeczywistości np. poprzez inscenizację czy montaż, ale o nasyceniu obrazu wielością znaczeń, symboli i ukrytych podtekstów. Fotografia była już utożsamiana z lustrem (John Szarkowski). Był to czas, kiedy jej "czystość" i tzw. antydekoracyjność była jej atutem w konfrontacji z estetyzmem piktorializmu w ówczesnej młodej fotografii. Dzisiaj postrzeganie fotografii jako lustra, przestało być aktualne. Może dlatego, że świadomość współczesnych ludzi nie pozwala zobaczyć autentycznej rzeczywistości, gdyż ich obraz mentalny został głównie ukształtowany poprzez mass media. Obraz mentalny stał się wtórnym obrazem (kopią) oglądanych codziennie standardów wizualnych, dalekich lub innych od prawdziwej rzeczywistości. Dlatego fotografia jako sztuka współczesna, rzadko usiłuje być lustrem. Podobnie jak filtr, współczesna fotografia-sztuka zatrzymuje banalne i stereotypowe widzenie rzeczywistości, zatrzymuje zdeformowaną maskę rzeczywistości nadaną przez mass media. Widz poprzez fotografię może wrócić do archetypu obrazu mentalnego. Fotografia odgrywa rolę zapomnianego pamiętnika autentycznej rzeczywistości. W tym znaczeniu można zgodzić się z Piotrem Komorowskim, który powiedział, że "dzisiaj fotografia jest oryginałem, a rzeczywistość jej kopią".
W cyklu Inkarnacje Komorowski rezygnuje z atrybutów klasycznego portretu, tzn. z identyfikacji i indywidualizmu fotografowanych osób, na rzecz pewnego rodzaju uniformu, przejawiającego się w kadrze i sposobie oświetlenia. Unifikacja pozwala Komorowskiemu skupić się na tym co wspólne, uniwersalne i powtarzalne. Na uchwyceniu tego, co jest przypisane nam wszystkim - egzystencji, z jej uciążliwymi i tragicznymi przejawami. Trudno się pogodzić z tak interpretowanym sposobem narracji w portrecie. Jesteśmy bowiem przyzwyczajeni do idealizacji i gloryfikacji portretowanych osób. Ten sposób fotografowania ludzi jest na pewno trudny do szybkiej akceptacji, ale za to prowokuje nas do zadawania podstawowych pytań o naszą, ludzką kondycję. Nawiązując do porównania fotografii do filtru, można powiedzieć, że fotografie z cyklu Inkarnacje odrzuciły wszystko to, co wiąże się z klasycznym portretem - podobizną i wizerunkiem. Postacie z tych fotografii, prawie zawsze przypominają nam kogoś, kogo dobrze znamy, ale trudno nam sobie go przypomnieć. Portrety z Inkarnacji wywołują niepokój albo tęsknotę za czymś lub kimś, dawno zapomnianym. Jeżeli uwierzyć w reinkarnację, osoby z cyklu Inkarnacje, to nasze mityczne wcielenia. Oglądając fotografie Piotra Komorowskiego usiłujemy dotrzeć do korzeni rzeczywistości.
W cyklu Antygrawitacja Komorowski stosuje bardziej rozbudowany rodzaj inscenizacji. Na pierwszy rzut oka narzuca się analogia z teatrem lub z XIX-wieczną fotografią mody. To przebieranie może ma na celu ukazanie przejścia, metamorfozy w świat pozorów i iluzji. Fotografie Komorowskiego z tego cyklu, przypominają wizje z krótkotrwałego stanu między snem a jawą. Ostre, żółte światło gubi realność. Z drugiej strony tytuł cyklu Antygrawitacja, jest chyba trudny jednoznacznie do zinterpretowania. Stan bycia w antygrawitacji jest nieosiągalny, przeczy prawom fizyki. Można go osiągnąć w czasie snu. Ale wtedy, ten stan przypomina śmierć - Hypnos był bratem Thanatosa. Postacie na fotografiach Komorowskiego są ucieleśnieniem antycznego mitu, opowiadanego w teatrze, który ma swoje źródła w starożytnych formach kultu religijnego. Postacie te są w naszej pamięci nietrwałe i ulotne, ale dzięki fotografii unieruchomione w czasie, na wieczność. Zatrzymane przed upadkiem w nicość zapomnienia, podobnie jak postacie z rzeźby Koziorożec (Capricorn) Maxa Ernsta.
Ostatnie fotografie Piotra Komorowskiego z serii Samowyzwolenie pokazują samego autora i jak to sam Komorowski określa - "są opowieścią o < tropieniu własnej cielesności > (...), co stało się dla mnie ważne po tym, jak o włos minąłem się z < tamta stroną >" . Różnica z poprzednimi fotografiami jest pozorna, wynika głównie z zewnętrznej formy fotograficznej. Na fotografiach autor jest aktorem i bohaterem przedstawienia. Opowieść jest konkretna, dotyczy jego samego, jego ciała i jego przeżycia rozumianego dosłownie. Teatr stał się jawą, a opowiadany mit, rzeczywistością. Fotografie są bardziej przejrzyste, mniej w nich symbolicznego odniesienia i tajemnicy. Pewnie dlatego, że fotografowana rzeczywistość była bardziej konkretna, nie wymagała dodatkowego działania i przefiltrowania, bo była autentyczna. Widzę podobieństwo postaci autora na fotografiach, zamkniętego w gorset, do figur szachowych Maxa Ernsta. Tym bardziej, że "figura" Komorowskiego na kilku fotografiach, porusza się na posadzce umywalni, która ma wzór szachownicy. W tych fotografiach wyczuwa się niepokój, a zarazem bezsilność, że nie mamy wpływu na gracza naszym życiem i losem. Czujemy wtedy, że przypominamy bezsilnego człowieczka w spazmatycznych ruchach. Fotografie Piotra Komorowskiego nie usiłują zmienić świata, bądź go krytycznie komentować lecz zmieniają nas, wzbogacając naszą wyobraźnię.