Read English

 

 

Irena Nawrot
 
fotografia czarno-biała ręcznie kolorowana, 75x100 cm
 

Fotodermy czyli ambiwalencja cielesności

 

    Ciało jest jak palimpsest, na którym warstwowo, ośmielone nieświadomością noszącego je podmiotu, zapisują się przeżycia i cierpienie. Okrywają pierwotną tkankę cielesności zmysłową,a czasem wręcz odstręczającą siatką znaczeń, z których każde jest jak wypalone rozżarzonym żelazem piętno na skórze. Można je wstydliwie skrywać pod grubą warstwą pudru i wymuszonego uśmiechu - można też wyeksponować te aspekty egzystencji, które zazwyczaj chroni nieprzejrzysta zasłona wstydu, lęku i niedopowiedzeń.
    Fotodermy
Ireny Nawrot ukazują ciało zgnębione jarzmem traumatycznych, destrukcyjnych doświadczeń. Niepokojące, czerwone ślady na powierzchni skóry, rozmyty makijaż, krew. Dłonie rozpaczliwie zaciśnięte w niemym cierpieniu, przenikliwy wzrok desperacko poszukujący pomocy, natarczywie wbity w widza lub przeciwnie - z rezygnacją unoszący się ku Niebu, być może z naiwnym przekonaniem, że stamtąd wreszcie nadejdzie wybawienie.
    Jak bardzo najnowsze fotografie Nawrot różnią się od jej wcześniejszych realizacji uświadamia zestawienie cyklu Fotodermy z pracami z lat dziewięćdziesiątych, chociażby tymi z serii Dotyk . Pozornie ich tematyka wydaje się być zbliżona - artystka ukazuje sfotografowane w dużych zbliżeniach fragmenty swojego ciała: dłonie, oczy, uda. Paradoksalnie, mimo zachowania pełni swojej cielesności, ukazane elementy uzyskują zarazem efekt na poły abstrakcyjnej formy, korzystającej z powierzchni skóry tak, jak malarz korzysta z farby - jak z materiału. Minimalistyczne fotografie, dające wrażenie nieskończonego spokoju i harmonii, z jakimi stykamy się we wcześniejszych cyklach Nawrot, zastąpione są niespotykanym dawniej w jej pracach (choć zapowiadanym przez niektóre elementy poprzedniej realizacji - Autoportretu z córką ) ładunkiem agresji i destrukcji. Trudno doszukać się w nich stałych motywów twórczości artystki, takich jak łączony tradycyjnie z kobiecością, witalnością i płodnością żywioł wody, czy symbiotyczne zestawianie ciała z elementami przyrody: ziemią, piórami, kamieniami. W  Fotodermach pozostało już tylko ciało - i to nie przyjazne, związane ze zmysłową przyjemnością - ale nękane i frustrujące. Jeśli wiele wcześniejszych prac można było interpretować jako afirmację witalnych aspektów cielesności, w najnowszej serii dominuje poczucie niemocy i rozpadu z silnym zaznaczeniem zbanalizowanego we współczesnej kulturze żywiołu śmierci. Motyw ten nie jest zresztą nowy w twórczości artystki. Tematyka związana z dziedziną Thanatosa pojawiała się bardziej lub mniej dosłownie w wielu wcześniejszych realizacjach, najczęściej sprzęgnięta była jednakże z życiodajnymi aspektami "wiecznego powrotu".
Fotodermach bodaj po raz pierwszy motyw śmierci zyskuj tak silne i intensywne zabarwienie nieodwracalnej destrukcji.
    Cykl Fotodermy jest szczególny także z innego powodu. Po raz pierwszy artystka nie tylko koloruje czarno-białe fotografie - tak, jak było to w poprzednich seriach - ale domalowuje nieistniejące w pierwotnej rzeczywistości obrazowej elementy: makijaż, zaczerwienienia i skazy na skórze, smugi krwi. W ten sposób zatarta zostaje granica dzieląca fotografię od malarstwa. Wykonane przez Nawrot zdjęcia stanowią jedynie surowy materiał, punkt wyjścia dla dalszych twórczych poszukiwań. W tym miejscu dochodzimy do jednego z najistotniejszych zagadnień cyklu, a mianowicie jego wieloaspektowej, przeprowadzonej na kilku poziomach artystycznej ambiwalencji. Ukazana na fotografiach realność, poprzez nałożenie na siebie dwóch mediów - rejestrującej rzeczywistość fotografii oraz rozbijających jej dosłowność działań plastycznych, uzyskuje cechy swoiście pojętej manipulacji. Rozmazany makijaż na twarzy artystki nie jest prawdziwy, podobnie jak ślady krwi i poczerniałe w śmiertelnym odrętwieniu palce. Czy jednak oznacza to, że artystyczny przekaz ulega poprzez owe zabiegi osłabieniu? Wprost przeciwnie. Domalowane elementy, dzięki swojej celowej sztuczności, przejmują bowiem funkcję znaku, hiperbolicznie, jak w soczewce skupiającego spektrum przeżyć - najczęściej drastycznych - na jakie narażone jest bezbronne kobiece ciało. Czy ślady na skórze namalowane bezpośrednio na ciele artystki, nie zaś na "gotowej" fotografii, moglibyśmy uznawać za bliższe prawdy? Czy w ogóle ma sens stawianie takiego pytania w dyskusji o sztuce, która, zgodnie zresztą ze swoją nazwą, operuje umownością? Fotodermy stanowią pełną dwuznaczności grę z widzem, w której zostaje on wciągnięty w zmysłowy, paranoiczny świat - świat, oddziałujący niezwykle silnie, mimo, że drastyczne elementy - poprzez wspominane zabiegi plastyczne - zostają wzięte w artystyczny nawias. Nie jest to jednak, jak w przypadku wielu twórców postmodernistycznych, nawias ironii i żartu. Wyczuwamy szczerość i autentyczność przekazu artystki. Użyta konwencja stanowi jedynie wyraźnie zaznaczone terytorium sztuki, które przyjmujemy z ufnością - podobnie jak pełna poświęcenia gra aktora wcielającego się w postać Hamleta, porusza nas, pomimo świadomości, że mamy do czynienia z niezaprzeczalnym fałszem.
    Semantyczna dwuznaczność prac Nawrot zawarta jest w nie do końca sprecyzowanej sytuacji tej strony znaku, która pojmowana jest jako saussurowska signifié . Mimo, że intensywnie sugerujące cierpienie i rozkład, Fotodermy sytuują się na cienkiej granicy znaczeń, skutecznie umykając dosłowności, częstej u wielu artystek zaliczanych do nurtu feministycznego. Obręcz zaczerwienionej skóry na szyi może równie dobrze jak pozostałość po torturach stanowić ślad zdjętego przed chwilą naszyjnika, rozmazana pomadka sugerować namiętny pocałunek. A smugi krwi na udach? To piętno okrucieństwa czy naturalna krew menstruacyjna? Nawrot sugeruje wielość tropów, jakimi może podążać odbiorca, nie wyznaczając jednoznacznie żadnego z nich, generując tym samym niepokojące zawieszenie na polu znaczeń semantycznych.
    Wspominana ambiwalencja najnowszego cyklu Nawrot objawia się również na płaszczyźnie czysto estetycznej. Neutralne, czarno-białe fotografie, po malarskich zabiegach nabierają wyrazu niezaprzeczalnie turpistycznego, podkreślanego przez intensywnie eksponowaną cielesność, a czasem także dysonanse kolorystyczne. Zarazem jednak Fotodermy dostarczają specyficznego doznania estetycznego, w pierwotnym, a więc związanym z postrzeganiem zmysłowym, a nie w potocznym znaczeniu tego słowa. Niezwykle silnie oddziałujące, przykuwające uwagę widza - zwłaszcza poprzez użycie intensywnych, jadowitych kolorów - mimo pozornie odstręczającego charakteru, kryją w sobie, paradoksalnie, trudny do uchwycenia rodzaj piękna, będący drugą, lustrzaną stroną intensywnie eksponowanej brzydoty.
    Przychodzi na myśl pytanie: kim właściwie jest zrozpaczona właścicielka zmaltretowanego ciała obecnego w pracach Nawrot? Kobieta na fotografiach to nie sama artystka - choć to ona użycza bohaterce swojej cielesności. Zbyt łatwe wydaje się dosłowne utożsamienie autorki z jej dziełem, choć powierzchownie taka właśnie interpretacja wydaje się najbardziej oczywista. Nawrot wciela się w archetypiczne zarysowaną postać nękanej kobiety, przewrotnie firmując ją własnym ciałem. Tym samym prowadzi subtelnie zarysowaną polemikę z funkcjonowaniem kobiecego ciała w kulturze. Wyzywający, mający budzić pożądanie makijaż spływa z twarzy, paznokcie niechlujnie pokryte różowym lakierem, skóra, zamiast dostarczać przyjemnych doznań estetycznych epatuje brzydotą. Trudno twórczość Nawrot sprowadzać do wąskiego nurtu sztuki feministycznej, nie ulega jednak wątpliwości, że to właśnie specyficzna kobieca wrażliwość stanowi punkt oparcia dla jej artystycznych działań.
             Patrząc z perspektywy na całokształt dorobku twórczego Ireny Nawrot nie sposób oprzeć się wrażeniu, że jest to artystka wyjątkowo świadoma i konsekwentna. Jej zainteresowania skupiają się wokół tej problematyki, która w dzisiejszym wypranym z tradycyjnej wrażliwości post-świecie noszą na sobie piętno banalności: rozkosz, cierpienie, przemijanie. Twórczy impuls Nawrot sprawia jednak, że owe - pozornie zdewaluowane - treści zyskują nowy, zaskakująco świeży wydźwięk. Miejscami świadomie kiczowata stylistyka, przefiltrowana przez indywidualną osobowość artystki nabiera szczególnych znaczeń, odkrywając nowe sensy i wciągając widza w swoją dwuznaczną przestrzeń. Zarazem odrzuca i przytłacza. Intryguje.                                    

 

Gabriela Jarzębowska

 
fotografia czarno-biała ręcznie kolorowana, 75x100 cm
 
fotografia czarno-biała ręcznie kolorowana, 75x100 cm
 
fotografia czarno-biała ręcznie kolorowana, 75x100 cm
 
fotografia czarno-biała ręcznie kolorowana, 75x100 cm
 
fotografia czarno-biała ręcznie kolorowana, 75x100 cm
 


Wystawa zrealizowana w ramach
PROGRAMU OPERACYJNEGO
"Promocja Twórczości"

Patronat medialny:

 
Copyright ©2006 Galeria FF ŁDK, Irena Nawrot, Gabriela Jarzębowska.