Zbigniew Sejwa jest tropicielem. Łowcą śladów, znaków, struktur. Zapomnianych mimochodem oraz celowo zakrytych. Posługuje się medium fotografii i technik do fotografii zbliżonych. Natomiast poetyka, w granicach której działa, to obszar literacko - (właściwie poetycko) - filozoficzny, gęsto utkany również tropami, tyle że literackimi, zwanymi inaczej "figury" - takimi jak metafora i jej liczne odmiany.
Przyglądam się kolejnym propozycjom artystycznym Sejwy od wielu już lat. Do powyższych wniosków dochodziłam nieśpiesznie - jakby same układały się w swoisty palimpsest. W mojej świadomości jako pierwszy pojawił się cykl Okruchy pamięci z 1994 roku, który był rodzajem instalacji - collages drobiazgów z własnej przeszłości autora. Kolejna propozycja -
z 1996 roku - Ślady zwykłych ludzi to przejście z autoanalizy do egzystencjalnych rozstrząsań zbiorowości, przy czym tropienie śladów obecności nieobecnych, miało w tym projekcie ambicję wyabstrahowania indywidualnych cech przywoływanych postaci i zdarzeń. Przeszkodą była kruchość i przemijalność materii.
Ten filozoficzny problem silnie widać poruszył wyobraźnię artysty, skoro kolejny cykl (Relikwiarz, 1998) to próba utrwalenia i zatrzymania umykającej, kapryśnej chwili: oto fotograficzne portrety osób z otoczenia autora, zamknięte w szklane słoje (używane do przechowywania preparatów medycznych, ale również "domowe", typu "weck"), wypełnione płynem niczym formaliną. Była to próba doświadczenia niemożliwego. Skazana na niepowodzenie, co znalazło odzwierciedlenie w kolejnym cyklu, zatytułowanym Homo clonus (2000), dającym wyobrażenie unifikacji i uniwersalizacji jako diagnozy status quo współczesnego człowieka.
Prace Sejwy, uczestniczące w kolejnych edycjach międzynarodowego projektu Dialog rzeczy (2001) i Dialog Loci (2004), były próbą powrotu do optymistycznej tezy o barwnym indywidualizmie oraz o tym, że różnorodność (czyt. niepowtarzalność) jest w naszej kulturze jedną z naczelnych wartości.
Dzisiejsza prezentacja cyklu Screenphotography jest konsekwencją, wyprowadzoną z tych doświadczeń. Sejwa sięga do obszaru techniki (high-tech), popkultury i nowoczesnej komunikacji, by odkryć wyraźną demonstrację indywidualizmu
w dokonywanych przez każdego z nas wyborach i kreacjach wizualnych w postaci "tapet" z ekranów komputerowych
z nałożonymi na te obrazy ikonami. Dowodzi przy okazji, że poprzez "zakryte" (zastosowana konwencja graficzna, typ i sam przedmiot użytej fotografii, wybór poziomu transpozycji itd.) ujawniamy (poprzez osobistą kreację czy niezawiniony przypadek?) delikatną i kruchą prawdę o sobie. Każdy własną i niepowtarzalną. Tapeta staje się twarzą. Twarzą właściwą czy może "drugą twarzą", przywdziewaną na okoliczność...? Otwiera się w tym miejscu spore pole intelektualnych spekulacji.
Projekt Screenphotography to też wynik rozważań z zakresu genologii nowej sztuki, dotyczących narzędzi i języka sztuki fotografii. Wątpliwość podstawowa: czy fotografia to ekranowa "tapeta" czy może dopiero jej zdjęcie, wykonane aparatem fotograficznym i wydrukowane (wywołane?). Jeszcze niedawno trwały spory o fotografię jako medium: jest czy nie jest dyscypliną sztuki. Dziś wątpliwości przeniosły się "w głąb" i dotyczą zagadnień szczegółowych. Podobnie działo się również wcześniej, w stosunku do tak podstawowych dziedzin sztuki jak malarstwo, rysunek, grafika, rzeźba. Niektóre wątpliwości do dziś pozostały nierozstrzygnięte, nic więc dziwnego, że przed fotografią - długa (w kwestii metodologii) droga.
|