Read English

 

 

Dominika Truszczyńska
 
16.11.07
 
25.03.08
 

Linie świata

 
     „W szczególnej teorii względności zakłada się, że nasz wszechświat opisujemy jako czterowymiarową czasoprzestrzeń. Punkty w czasoprzestrzeni nazywane są zdarzeniami. Każdy punkt odpowiada zjawisku fizycznemu o bardzo małych rozmiarach i bardzo krótkim czasie trwania. Natomiast rzeczywistym zjawiskom fizycznym (np. ruch piłki) odpowiada linia ciągła w czasoprzestrzeni, która nazywana jest linią świata. Dodatkowo do zdarzeń przypisani są inercjalni obserwatorzy. Zazwyczaj łączy się ich z fizycznymi obiektami. Każdy niepoddany przyśpieszeniu obserwator może być opisany jako inercjalny układ odniesienia, lokalizujący jednoznacznie zdarzenia”1.
     Przy przegrywaniu plików z jednego dysku na drugi zdarza się (przynajmniej mnie) doświadczyć czegoś takiego: komputer wskazuje, że cały proces będzie trwać np. 10 sekund. Po czym, gdy spojrzy się na zegarek, okazuje się, że pierwsza sekunda trwała np. minutę, a druga rzeczywiście sekundę. Zastanawiam się wtedy, dlaczego akurat dana porcja informacji wydała się mojemu komputerowi tak ważna, co w niej było takiego, że jej przetrawienie zajęło mu więcej czasu niż sam przewidział.
     Na takim założeniu, wychodzącym poniekąd od teorii względności, oparła Dominika Truszczyńska swój najnowszy projekt 12 mgnień nieskończoności. Czas i pamięć wpisane są rzecz jasna we wszelką działalność artystyczną, są jednak twórcy, którzy eksplorują je wyjątkowo świadomie i do nich właśnie należy Dominika. Jej cykl WARSAW, niezwykle oszczędny w formie, przywoływał duchy, z którymi przyszło nam żyć w poharatanej Warszawie. Widoczki, znane też jako sekrety to subtelna zabawa z widzem i samą sobą w tworzenie obiektów o podwójnym życiu (i różnych cyklach trwania): rzeczywistym - podziemnym, niewidocznym dla oka, i fikcyjnym, medialnym - widzialnym, a nawet krzykliwie radosnym. Znikanie się było z kolei eksperymentem z czasem naświetlania, mówiącym wiele o określaniu - w czasie właśnie - swojej tożsamości.
     Prezentowane obecnie 12 mgnień nieskończoności to cykl prac o zapamiętywaniu i powracaniu do zapamiętanego - w różnych rytmach i konfiguracjach obrazów. "Jak to jest?" - zastanawia się artystka. "- Którą chwilę naszego życia przeżywamy tak bardzo intensywnie, który moment zapamiętujemy? Wyraz twarzy tamtej kobiety? Spojrzenie tego mężczyzny, dziki śmiech tego dziecka? Ten zestalony w zlodowaciałym jeziorze ułamek ciszy czy moment strachu, kiedy myślałam, że tafla pęka? Smutek, kiedy widziałam, jak ludzie łakną widoku śmierci (tamto zbiegowisko nad ciałem na torach)? Wszystko? Każdą z tych chwil osobno? Żadną z nich?"
     Wystawa składa się z dwunastu długich light-boksów, przedstawiających coś, co od razu skojarzyło mi się z terminem "linie świata". To zapis wydarzeń uzyskany przez swobodne przesuwanie filmu w aparacie. Zazwyczaj to rzeczywiście jakieś jedno wydarzenie, rozejrzenie się po okolicy, które czasem ma wyraźny początek i koniec, a niekiedy jest zupełnie rozmyte w czasoprzestrzeni. W czasoprzestrzeni właśnie, bo tym różnią się te zdjęcia od klasycznych panoram, że "odbywają się" w czterech wymiarach. Fragmenty nachodzą na siebie, powracają, czasem następuje skok gdzieś dalej, w inny punkt na mapie i odleglejszy w czasie. Również zastosowane light-boksy różnią się od będących w powszechnym użyciu tym, że mają modułową konstrukcję i uwidacznia się (w określonym przez artystkę rytmie) tylko ich fragment. Dotychczas ciemny kadr nagle ukazuje zupełnie nową grę znaczeń, pojawia się niewidoczna w mroku postać, spojrzenie, barwa czy faktura, a cały fragment zyskuje nową ważność. To właśnie te zapamiętane chwile, te, których przyswojenie zajęło nam być może nieco więcej czasu niż zakładana z góry sekunda (przecież mózg komputera wzorowany jest na naszym!), i które dłużej niż sekunda pozostają w jakimś zakamarku świadomości. Takie, które ze względu na ich emocjonalność, piękno, zaskoczenie - przeżywamy intensywniej, jako coś prawdziwszego, ważniejszego, istniejącego "bardziej". Pomiędzy tymi momentami iluminacji (dosłownie i w przenośni) znajdują się "czarne dziury" - jak mówi Dominika: "Może wcale nie takie czarne i nie puste, a pełne przyswajania, trawienia przeżycia, jak - między posiłkami - kiedy to organizm właśnie naprawdę się odżywia".
     W prezentowanych pracach ta gra zyskuje nawet podwójny wymiar - z jednej strony cały "pasek", ciąg wydarzeń przedstawionych na jednej kliszy jest takim wyciętym (spomiędzy czarnych dziur świadomości), naznaczonym ważnością fragmentem - z drugiej, nawet w nim są mniejsze "linie świata", których wydobycie umożliwia zastosowany zabieg podświetlania. Poprzez podkreślanie różnych fragmentów, cała, nazwijmy ją - scena, zyskuje różne znaczenia. Czasami w centrum uwagi znajduję się jej początek, kiedy indziej koniec, czasem najbardziej bogaty fragment, kiedy indziej ten najbardziej wyciszony. Można nieomal powiedzieć, że to taka forma z pogranicza fotografii i filmu, z tym tylko zastrzeżeniem, że poprzez różne położenie akcentów można ten sam materiał wyjściowy odczytać jako kilka zupełnie różnych historii.
     Artystka jest świadoma, że takie zapamiętane ciągi - nawet jeśli są zapisane na kliszy, a nie tylko w "matrycy" mózgu - opowiadają inną prawdę niż prawda rzeczywistego zdarzenia. "A które to było to - «naprawdę»?" - zastanawia się. - "Wygląda na to, że owa «realność», ta - znudzona już irracjonalnością swej niepodważalności «prawdziwość» - nie jest bezwzględna. Dla nas samych, dla mnie ważniejsze jest, jak dany szereg wydarzeń odbił się w mojej świadomości, jak się odzwierciedlił na czułym materiale - mnie".
     Instalacja 12 mgnień nieskończoności jest jednocześnie zapisem, jak i "generatorem" takich równoległych prawd. Fakt, że ich forma jest właśnie nieskończona, nieprzewidywalność skojarzeń, interpretacji i implikacji jest tym, co pociąga autorkę w tym pomyśle. Tu możemy znów odwołać się do teorii względności, gdzie istnieją pojęcia "ścieżki czasowej" i "ścieżki przestrzennej" w czasoprzestrzeni. "Jeżeli dwaj obserwatorzy znajdują się w dwóch różnych układach odniesienia, między którymi istnieje ścieżka czasowa i obserwują oni dwa różne zdarzenia, między którymi istnieje tylko ścieżka przestrzenna, wówczas, stosując szczególną teorię względności, można dowieść, że dla obu obserwatorów zdarzenia te mogą następować w różnej kolejności czasowej"2.
     Dominika Truszczyńska zastanawia się, jakie to może mieć implikacje natury moralnej, jakie daje szanse komunikacji z innymi. Czy równoległość i równorzędność prawd nie prowadzi do wyznaczania własnych hierarchii i dekalogów? Dodaje jednak: "nie chcę opowiadać o ekstremach. Chcę podsunąć myśl, zainicjować refleksję, żadna to z drugiej strony myśl nowatorska, żadna rewelacja, więc przypomnieć raczej mogę, że nasze życie nie jest jednoznaczne, bezwzględne. I niczego tą myślą nie ułatwiam. Wybory w tym nie biało-czarnym świecie są trudniejsze, większa możliwość oznacza większą odpowiedzialność".
     Cieszy mnie, że Dominika przy okazji tego projektu, który mógłby być w sumie niezobowiązującym eksperymentem formalnym, dotyka kwestii odpowiedzialności. Myślę, że to odpowiedzialność właśnie, zwłaszcza wobec nieskończonego wręcz pola do interpretacji, jest sprawą kluczową, gdy dochodzimy do przemyśleń na temat możliwości komunikowania się artysty z odbiorcą. Dziś, kiedy mówi się dużo o wolności wypowiedzi, rzadko dodaje się, że wolność wymaga też odpowiedzialności, zwłaszcza, że taka komunikacja między artystą a widzem - za pośrednictwem dzieła sztuki - odbywa się na wielu, niekiedy bardzo subtelnych, poziomach. To, jak odbieramy komunikat, ale nawet to, jak planujemy czy przeżywamy nasze życie, zależy w dużej mierze od szczegółów, od nastroju, otoczenia, wrażenia, czasami złudzenia. Od tego - jak to ujmuje Dominika - czy przed chwilą wdepnęliśmy w kałużę czy nie. I choć pewne prawdy wydają się oczywiste (jak to, że na plaży jest leniwie, na targu krzykliwie, a w wielkim mieście "rytm wieżowców odmierzamy rytmem kroków"), nasz odbiór tych pozornie obiektywnych sytuacji zależy również od tego, co ze sobą do niej wnosimy, na przykład czy - nasza noga jest jeszcze mokra od kałuży...
     12 mgnień nieskończoności to jednak - jak wszystkie przedsięwzięcia Dominiki Truszczyńskiej - projekt optymistyczny. Optymizm ten bierze się z charakterystycznego dla artystki poszukiwania równowagi oraz zainteresowania procesem, poznawaniem, samodoskonaleniem raczej niż z góry założonym efektem. "Niezależnie od tego, czy dostajemy to, czego się spodziewaliśmy, czy coś zupełnie innego" - mówi Dominika - "niczego nie powinniśmy uważać za rozczarowanie czy porażkę poznawczą - mamy w życiu same empiryczne sukcesy".
 
1 2 Cytat z Wikipedii
 

Klara Kopcińska

 
01.01.08
 
14.11.06
 
21.06.08
 
Copyright ©2008 Galeria FF ŁDK, Dominika Truszczyńska, Klara Kopcińska