Fenomeno-Post-Postacie[*] |
Zarówno w dziedzinie percepcji świata, jak i w dawaniu jej wyrazu najważniejszą rolę niewątpliwie pełni człowiek. I dlatego, jak się wydaje, słowo postać, które niekiedy zastępowane jest przez wyrażenia: „figura” czy „sylwetka”, w pierwszym rzędzie odnosi się właśnie do człowieka. Mówimy o jakiejś postaci np.: groźna, barczysta, niepozorna, kobieca, sceniczna, złamana, itp. Wszakże, jak dobrze wiadomo, jej (czy ich) znaczenie, w praktyce języka komunikacji, rozkrzewia się bardzo gęsto ujmując w swe posiadanie mnóstwo najróżniejszych rzeczy i zdarzeń np. postać dworku, postać walki klasowej, postać transakcji, postać kuli, postać rzeczy, postać szatańska, postać płynna, gazowa, itd. Nie licząc niezwykle mnogich jej obecności w różnych porównaniach i metaforach postać występuje również jako czasownik w bezokoliczniku. W tej roli, może się zdarzyć, iż dana postać będzie chciała np. postać sobie w tym czy w tamtym miejscu – teraz czy później. Naturalnie, postać może chcieć znajdować się w wielu różnych sytuacjach, ale nas tu szczególnie interesuje, z mocy zapewne nieprzypadkowej koincydencji zbitki słownej „postać chce postać” – egzystencja wizualna postaci – jako formy wertykalnej, zawsze stojącej, co zdaje się być, jak intuicja podpowiada: centralną istotą jej natury. Przy tym wydaje się nam, iż w owej istocie formy jest wysoka doza abstrakcyjności, uogólnienia, niedopowiedzenia, mimo obecności w niej niekiedy mnóstwa szczegółów; zwłaszcza w obrazowym wyobrażeniu; to jest zawsze coś co nie leży, lecz nie tyle stoi (chociaż na ogół tę pozycję zajmuje), co uosabia pion, co aktywizuje prostą prostopadłą przecinającą linię horyzontu, co działa w pionie: wznosi się bądź opada. Właśnie w swej pracy rozpisanej na wiele odsłon postanowiłem odszukać zarówno te mgławicowo zarysowujące się wyobrazy egzystujące w zakamarkach umysłu, jak i te pełnokrwiste postaci zewnętrznego świata, które pojawiają się w różnych okolicznościach np. przy okazji różnych ceremonii kulturowych, urzędowych formalnościach czy nawet niekiedy w celebracjach towarzyskich, a zwłaszcza gdy wspomniane wyobrazy powstające przy wydatnym sprawstwie podświadomości, interaktywnie z udziałem świadomości są w akcie twórczym postaciowane. Zachowanie postawy stojącej przez ludzi w momentach ważnych i uroczystych ich życia utrwalało się całymi wiekami z pokolenia na pokolenie, dlatego nawet dziś czasami może im przywodzić na myśl pradawne wyobrażenia „drzewa życia”, którego pień, a właściwie pień każdego drzewa, szczególnie zaś owocowego, przypomina postać człowieka. Jest to szczególnie uderzające, gdy straci ono gałęzie i konary. Postawa stojąca, jak i wszelkie ruchy wykonywane w porządku wertykalnym, czy to: wstawanie, siadanie, klękanie, wchodzenie i schodzenie po schodach, po drabinie – mają niemal w każdej sytuacji (niekoniecznie rytualnej) święte znaczenie. Przypadki podobne pokazują, że układ relacji pionowych był od dawien dawna naładowany wartościami duchowymi. Wchodzenie w te relacje zawsze skutkowało wzmocnieniem lub osłabieniem swojej pozycji w świecie i społeczeństwie. Relacje czy też porządek pionowy umożliwiał, według powszechnego przekonania, bycie w łączności ze źródłem mocy i panowania nad tym, co niżej i nad tym, co trzyma się postawy poziomej. Moce te były wielorakie. Zasadniczo biorąc, dzielono je na dobre i na złe, z nich wynikały dalsze: moce jasności i ciemności, radości i smutku, życia i śmierci, itd. W głębi każdej postaci najczęściej kłębią się i miotają wszelkie potencje, pozostając z nią jednak we wspólnym porządku pionowym – tak jak kosmonauci w rakiecie stojącej na kosmodromie: zanim znieruchomieją w swych siedziskach, gdy wybije godzina startu. Ale wtedy z kolei, w ich wnętrzach gwałtownie zakotłuje się i zamiota – postać życia. |
Edward Łazikowski
|
[*]Terminy i problematyka po części wynikają z książki jaką napisałem w 2008 roku pt.: Odyseja postfenomenologiczna, która niestety wciąż nie może doczekać się swego wydania. |
Dwu-wiatr na-tchnień? |
Bitwa o istnienie w swej najistotniejszej formie sprowadza się do uzyskiwania możliwości wykonywania ruchu w przestrzeni; nieruchome byty nie istnieją. Zaś ponieważ w realnej przestrzeni zupełnie pustych miejsc nie ma nigdzie, wykonywanie jakiegokolwiek ruchu napotyka zawsze na mniejszy czy większy opór ze strony przemieszczających się tam innych bytów. Staje się to źródłem ciągłych kolizji jakie spotykają każdy istniejący byt. Te zaś są przyczyną powstawania ich śladów, w tym: śladów szczególnego typu zwanych przeze mnie fragtorami[*], które są charakterystycznie uporządkowanymi zbiorowiskami fragmentów materiału oderwanego i oddzielonego od masy ciał bytów źródłowych w czasie ich kolizji. Z wyglądu przypominają one strumienie, lawiny, wodospady, fontanny, warkocze, itp. i zgrupowane są z przodu i z tyłu swych bytów źródłowych (jeśli mamy do czynienia z ruchem postępowym). Dopowiem jeszcze dla uprzytomnienia sytuacji istnienia, tak jak ją pojmuję, iż nie ma w świecie takich bytów, które nie byłyby rojowiskiem innych, mniejszych od siebie bytów i zarazem nie wchodziłyby w skład rojowiska stanowiącego byt odpowiednio większy od siebie.W zwykłej, codziennego rodzaju uważności, najmniejszym z postrzeganych przez nas bytów zewnętrznego świata (uogólniając) jest pył. Największym zaś kopuła gwiaździstego nieba nad naszą głową, a w istocie przecież mały fragment naszej galaktyki – Drogi Mlecznej. Pokaz na żywo „Dwu-wiatr na-tchnień?” jest inną częścią prezentacji moich fotografii obecnych na wystawie. Częścią osobną, ale też mającą liczne związki z tymi pracami. Odnajdywanie tych związków pozostawiam publiczności. Nadmienię tylko, że pokaz zaczynam i kończę w postaci stojącej . Poza tym nie mogę nie wspomnieć o tym, że postacie części pierwszej (ekspozycji fotograficznej) są pokłosiem, może odległym, ale pokłosiem odkrycia przeze mnie zjawiska fragtorów, których strona wizualna była po raz pierwszy prezentowana właśnie w Galerii FF, a teoretyczna – w katalogu jej towarzyszącemu, w roku 1995. Natomiast sam pokaz jest dalszą bezpośrednią kontynuacją koncepcji fragtorów. I tak, o ile tamte egzemplifikacje ograniczały się do wytwarzania ich (dla celów badawczych i artystycznych) na płaskim, stabilnym podłożu i rejestrowaniu ich także na płaszczyźnie w formie fotografii, jako tworów zastygłych w bezruchu, to te – występują w pełnowymiarowej przestrzeni i mogą być zarejestrowane w obrazie ruchomym. Podczas budowania moich dwóch machin do tworzenia wiatru i wyrzucania pyłu w przestrzeń, a zwłaszcza w dalszych przygotowaniach zdałem sobie sprawę, że pierwotnymi źródłami wiatru, tak samo zresztą jak i światła, są zdarzające się w sprzyjających do tego okolicznościach gwałtowne wybuchy materii. Przy tym uprzytomniłem sobie rzecz dość oczywistą, że wiatr w wybuchu wieje we wszystkich kierunkach na raz – promiennie od jego epicentrum, tak, jak rozchodzi się światło. Zatem każdy z tych wszystkich kierunków w danym wybuchu jest jedynym. Toteż, jeśli chce się mieć drugi podobny strumień wiania tylko w jedną stronę, należy dysponować drugim osobnym wybuchem materii. Stąd, należy wnioskować – tu wchodzimy na najwyższy szczyt uogólnienia – iż źródło ruchu i życia musi być jedno i to samo. Tak, ale jakikolwiek byt – należy natychmiast zauważyć – opuszczając swe źródło doznaje w swej drodze ciągłych kolizji, co jasno dowodzi istnienia w przestrzeni jeszcze innych źródeł ruchu (a tym samym i życia) – innych wybuchów. W przypadku istnienia tylko jednego, byty przemieszczając się nie napotykałyby żadnych bytów, które tarasowałyby im drogę i zderzały się z nimi. Stąd i u mnie – na pokazie – dwie machiny wytwarzające dwa strumienie wiatru wiejące w przeciwne strony. Dlaczego dwu-wiatr? – bo jeden wiatr to zwykła kontynuacja trwania w danym już uprzednio paradygmacie rodzaju pogody. Prawdziwym źródłem jej bardzo znaczącej przemiany jest konflikt(!) dwu przynajmniej wiatrów. W meteorologii, w podobnym przypadku mówi się o zderzaniu się ze sobą frontów atmosferycznych. Istotnie: prawdziwie interaktywne współdziałanie różnych czynników rodzi się w sytuacji konfliktu, a zatem jest piekielnie trudne. Jednak, przy udanych próbach, może być niezwykle efektywne w powodowaniu zmian. |
Edward Łazikowski
|
[*] Edward Łazikowski, Fragtory – integratory (kat. wyst.), Galeria FF, Łódzki Dom Kultury, Łódź 1995; Edward Łazikowski, Fragtoryzacja świata, WSHE, Łódź 2004; Edward Łazikowski, Koncepcja fragtorów i wizja procesów formotwórczych świata. W: Filozofia autorska: propozycje. Kolokwia Filozoficzne II, Red .Andrzej Zalewski, Scriptum, Kraków 2011. |
Copyright ©2011 Galeria FF ŁDK, Edward Łazikowski |