tytuł"../foto/hartwig/hartwig_t.gif"

23 IV - 18 V '96

../foto/hartwig/hartwig1.jpg

O Edwardzie Hartwigu

Obserwując niezwykły fenomen, jakim jest twórczość Edwarda Hartwiga, kontynuowana przez niego nieprzerwanie już od ponad 70 lat, podkreśla się zwykle wszechstronność tego artysty, jego ważne miejsce w polskiej fotografii, znaczący wpływ, jaki wywarł na kilka pokoleń fotografów. Krytyka zgadza się na ogół, iż dorobek Hartwiga nie daje się zaszeregować do określonego nurtu czy tendencji, pochodzi bowiem z różnych epok estetyczno-stylistycznych, z którymi artysta kolejno czuł się związany, a które były od siebie tak bardzo odległe - nie tylko w czasie - jak romantyczny impresjonizm lat 20. rodem z Misonne'a i trendy abstrakcyjne i konceptualne lat 60. i 70.
Gdy sięgniemy głębiej, do podstaw i źródeł inspiracji jego twórczości, napotkamy przede wszystkim młodzieńcze zamiłowanie do malarstwa, które skłoniło Hartwiga do podjęcia nauki w prywatnej szkole artystycznej w Lublinie. Fascynowało go wówczas życie środowiska cyganerii lubelsko-kazimierskiej. Spotkania towarzyskie, dyskusje o sztuce, wspólne wyjazdy na plenery, pierwsze próby malarskie - wszystko to kształtowało u młodego Hartwiga wyobraźnię, świat wartości estetycznych i poglądy na sztukę.
Odziedziczony po ojcu zawód fotografa-portrecisty traktował utylitarnie, szansę na działalność twórczą dla siebie dostrzegając w sztuce, a z fotografii chciał uczynić przede wszystkim dogodne narzędzie tworzenia, równoprawne z pędzlem, ołówkiem czy węglem. I choć nigdy nie został malarzem, jako fotograf przez lata był zafascynowany naturą, ziemią, pejzażem, które zawsze należały do tradycyjnych tematów sztuk pięknych.
Zakosztowawszy na przełomie lat 20. i 30. sławy "fotografa mgieł" i fotografa impresjonisty, udał się w 1935 roku na studia do wiedeńskiego Instytutu Grafiki. Pobyt ten stał się przełomowym wydarzeniem w jego artystycznej biografii, w najpełniejszy sposób kształtując formację i postawę twórczą Hartwiga. W Wiedniu zetknął się z najnowszym sprzętem i materiałami fotograficznymi, z nowoczesnymi technologiami, z nowymi prądami i ożywczymi inspiracjami artystycznymi rodem zza oceanu, jakie po przyjeździe z USA przeszczepiał na grunt Instytutu profesor Rudolf Kopitz - wszystko to zmieniło podejście Hartwiga do własnego warsztatu fotograficznego, poszerzyło zakres tematyczny jego prac, spowodowało, że sięgnął do nowych technik, nowych form.
Lansowana przez szkołę Kopitza tendencja do kojarzenia fotografii z grafiką była odkryciem dla młodego twórcy. Powstają pierwsze prace Hartwiga, gdzie fotografia ulega rozmaitym przetworzeniom, grafizacji, a obraz komponowany jest przede wszystkim z czystych czerni i bieli. Negatyw staje się dla artysty coraz częściej punktem wyjścia do kształtowania obrazu podporządkowanego własnej wizji twórczej. Do jego warsztatu na stałe weszły odtąd eksperymenty w ciemni: prześwietlanie, podwójna ekspozycja, manipulacja optyką i światłem, użycie zwierciadeł. I choć po powrocie do kraju, do Lublina, będzie musiał liczyć się w pracy zawodowej z dominującymi wówczas gustami i modami, zwłaszcza w kontakcie z własną klientelą, ów wiedeński zaczyn da o sobie znać w późniejszych Iatach, już po wojnie, dojrzały wyraz znajdując w autorskich albumach Hartwiga z lat 60. i 70. - "Fotografika", "Moja ziemia" oraz "Wariacje fotograficzne". Fascynacja możliwościami nowych technik, odtąd stale mu towarzysząca, oznaczała przejście Hartwiga na pozycje bliskie najnowszym propozycjom awangardy, a tym samym do ściślejszego związania się z aktualnymi nurtami w sztuce, co zawsze stanowiło dla niego swego rodzaju imperatyw, wewnętrzną potrzebę. Fermentowi i przemianom sztuki najnowszej artysta ten towarzyszył stale, dowodem jest jego fotografia. Poszukiwania i eksperymenty to jego żywioł.

foto 2
Foto 3

Z upływem lat temperament twórczy Hartwiga nic nie stracił na impecie i ruchliwości. Mimo iż wiek i sytuacja domowa narzuciły mu pewne ograniczenia, przede wszystkim konieczność rezygnacji z dłuższych wyjazdów w plener, by powracać do ukochanego pejzażu - nie stało się to przeszkodą w pracy twórczej. Przeciwnie - nakierowało tylko zainteresowania artysty na obserwację najbliższego otoczenia, drobnych elementów pejzażu miejskiego. Wydaje się, jakby jeszcze bardziej wyostrzyła się jego wrażliwość na wizualną urodę ulotnego detalu, przypadkowych, a niezwykłych konfiguracji banalnych przedmiotów, układających się w ciekawe plastycznie, intrygujące często tajemnicą i niedopowiedzeniem obrazy.
Przed paru laty Hartwig przeszedł, jak sam mówi, fazę szczególnego, "kolorowego zawrotu głowy". Powstałe wówczas cykle barwnych, niemal abstrakcyjnych kompozycji, będące zapisem fragmentów miejskiej scenografii, którym nadał postać wielkich, narzucających się swoją barwnością powiększeń, prezentowane były w warszawskiej galerii Kodaka na Woli. Teraz, jak sam mówi - "szaleństwo minęło, uspokoiłem się". Po fascynacji kolorem przyszedł czas na wyważone, wysmakowane, niemal monochromatyczne obrazy, które sędziwy mistrz wynajduje w najzwyklejszych, czasem też zupełnie nieciekawych miejscach. Buduje swe kompozycje z detali, fragmentów ścian, śladów na płotach, z przypadkowej plątaniny drutów lub sterty "czegoś tam", przykrytej przezroczystą folią. W ten sposób, bez żadnych tym razem ciemniowych ingerencji, powstają kameralne, często urzekające urodą plastyczną, intrygujące zarazem fotografie, które choć wiernie przenoszą na klatce filmu wycinek rzeczywistości, bliskie są abstrakcji, niekiedy ocierają się o surrealizm. "Fotografia, tak jak inne sztuki - czytamy w autorskim credo Hartwiga, zamieszczonym w encyklopedii "Contemporary Photographers" - tworzy swój własny świat form i odczuć". I dalej: "Doświadczenie nauczyło mnie, że tak jak i sztuki plastyczne, tak fotografia zbliża nas do prawdy uniwersalnej, ale nigdy do końca nam jej nie odsłania".
Prezentowane obecnie prace z najnowszych cykli Hartwiga, którymi nawiązuje on do niektórych swoich wcześniejszych realizacji, znanych m.in. z wystaw "Strefy ochronne" i "Na bieżąco...", zdradzają pokrewieństwo ideowe i formalne z twórczością takich autorów, jak (bliscy mu nb. także datą urodzenia) Amerykanie Wynn Bullock i Aaron Siskind, Belg Antoon Dries, czy też (nieco młodszy) Czech Vilem Reichmann. Wspólne dla nich wszystkich jest wykorzystywanie niepozornych, codziennych motywów, takich jak fragmenty murów, kolorowe płaszczyzny, faktura drewna, kamienia, powierzchnie kałuży - które ukazują z prostotą, nadając im zarazem - poprzez skalę zbliżenia, dzięki wyizolowaniu detalu z jego zwykłego kontekstu - nowy sens, nowy niejako wymiar. O naturze i celu tak pojmowanej fotografii interesująco wypowiedział się fotograf duński Keld Helmar-Petersen, którego postawa w sposób uderzający jest zbieżna z intencjami polskiego mistrza. "Inspiruje mnie wygląd rzeczy, na których człowiek pozostawił swój ślad, ich niezwykłość, ich wizualna sugestywność, swoista magia, a zarazem to, w jaki sposób rzeczy te, ukazane na zdjęciach, stają się dziełami sztuki. Pragnąłbym moim zdjęciom nadać podobną siłę, jaka cechuje dzieła podziwianych przeze mnie artystów-kompozytorów, rzeźbiarzy, architektów, malarzy (...) Chciałbym w moich obrazach zawrzeć więcej niż to, co dostrzeże oko poszukujące wizualnej satysfakcji, powinny one jednocześnie apelować do wyobraźni widza, i na swój sposób prowokować".*

Barbara Kosińska

* "Contemporary Photographers", London / New York 1994

 

Informacja biograficzna

 

 

Copyright ©1998 Edward Hartwig, Barbara Kosińska, Galeria FF ŁDK