I. Ossuaria (1995-2004)
Nietypowy cykl fotografii wykonanych na szkle zmusza nas do zastanowienia się czym - w obecnej cywilizacji konsumpcji i pogoni za dobrami życia doczesnego, w którym śmierć jest tematem tabu - jest cmentarz. Miejscem wiecznego pochówku szczątków zmarłych, świadectwem kultury i historii, odzwierciedleniem kondycji umysłu i świadomości duchowej społeczeństwa czy przystankiem w dalszej drodze? Cmentarz to zapis zwyczajów pogrzebowych związanych z religią. Zwyczaj chowania kości zmarłego po rozkładzie ciała do ossuariów ściśle związany jest z wiarą w zmartwychwstanie człowieka. To najpiękniejszy akt wiary i nadziei nadający sens naszemu istnieniu. Prace z tego cyklu były wykonane jako część druga obok malarstwa pt. Przejście (część pierwsza) w ramach przewodu doktorskiego pt. Pascha na ASP w Krakowie w 2004.
Zdjęcia Karoliny Aszyk z cyklu Ossuaria zmuszają do refleksji, wskazując jednocześnie światło w tunelu. To próba oswojenia śmierci, wobec której nie można przejść obojętnie.
Twarze osób patrzących zza szyby (a może odbite w szybie?) przeniesione zostały na tafle szkła w sposób fotograficzny, który zapewnia ujawnienie realności bytu. Ten motyw o proweniencji malarstwa symbolicznego, znany z twórczości rysunkowej i plakatowej Stanisława Wyspiańskiego, jest w dalszym ciągu bardzo nośny, a istniał już w twórczości Lewisa Carrolla w jego słynnej powieści Alicja po drugiej stronie lustra. Był wielokrotnie stosowany przez surrealistów, w tym przez Polaka - Aleksandra Krzywobłockiego w latach 30. XX wieku, a potem m.in. w świetnym filmie Wojciecha Jerzego Hassa Rękopis znaleziony w Saragossie (1964). W końcowej scenie główny bohater grany przez Zbigniewa Cybulskiego odgaduje, że znajduje się w innej realności będąc za szybą. Powstaje pytanie, na które nie mam odpowiedzi, a które jest bardzo istotne - czym jest lustro w rożnych koncepcjach wywodzących się od romantyzmu literackiego?
W jeszcze inny sposób nawiązuje do motywu patrzenia przed siebie, związanego z umieraniem i Holocaustem, współczesny wybitny francuski artysta Christian Boltanski, najchętniej przywołujący konkretne twarze dzieci, które zginęły w czasie II wojny światowej.
Cykl Ossuaria to zestaw kilkunastu skrzynek zamkniętych szybami, w których odbijają się twarze/dusze zmarłych. Ich zapadnięte, nieobecne oczy jakby zwracały się w głąb siebie, w głąb bytu, który jest już po drugiej stronie. To ważny motyw, który jest kontynuacją fotografii uprawianej przez Karolinę Aszyk.
II. Autoportrety pod tytułem Przejście (2009)
O czym traktują autoportrety Karoliny Aszyk, które pokazuje na wystawie w Galerii FF? Dwie strony twarzy/duszy, pozorna beznamiętność wyrazu, może maska? Co się za nią skrywa, czy możliwe jest dotarcie do Jej wnętrza? Od samego początku w historii fotografii w zakresie portretu i autoportretu widoczne są dwie siły/potencje, które rywalizują ze sobą. Z jednej strony jest to obiektywizm, typologizowanie, ale także inscenizowanie, które ma na celu zamaskowanie tożsamości, bądź stworzenie obrazu ekspresyjnego, może surrealnego w formie maski, skrywającej różnie interpretowaną "tożsamość". Wszystkie tego typu zabiegi mają za zadanie przedstawianie imaginacji. Tak postępował np. Richard Avedon, a w Polsce Krzysztof Gierałtowski.
Z drugiej strony posiadamy możliwość wejrzenia w umysł/duszę portretowanego, który, o ile będzie chciał, może odkryć swe wnętrze psychiczne w prawdziwym wizerunku twarzy. Takie próby podejmował, i w końcu w nie zwątpił, Witkacy w pracach z "ostrym kadrem" (1912-19) oraz portreciści o dokumentalno-kreacyjnym rodowodzie, jak Zofia Rydet w cyklu Zapis socjologiczny 1979-1990.
Czy wyraz twarzy zapisany w obrazie czy fotografii może być prawdziwy i odzwierciedlać rzeczywisty psychiczny stan portretowanego? Wiemy, że życie jest bardzo zmienne i trudno w jednym momencie uchwycić jego decydujący czy konstytutywny obraz. Ale jednak można wskazać bardzo ważne dokonania w zakresie dokumentowania fragmentu życia w formule autoportretu.
Patrząc na prace Karoliny dostrzegam w nich co najmniej dwa poruszone przez artystkę problemy. Pierwszym jest badanie struktury linii nałożonych na autoportrety czy na portrety męża - Zbigniewa Treppy. Oczywiście nie jest to tylko ornament, lecz coś więcej. Linie tworzą zasłonę przypominającą pajęczynę, przez którą trzeba się przedrzeć, aby dotrzeć do prawdziwego wyrazu twarzy, a może do prawdziwego życia. Czasami w omawianym cyklu jest to także forma nawiązująca do veraiconu oraz wyobrażenia twarzy Matki Boskiej, choć to dalekie nawiązanie. Musimy pamiętać, że twarz Marii, tak piękna i szlachetna w malarstwie renesansowym na Południu i Północy Europy, została później zbanalizowana. Ale odwołanie do tego motywu - Matki Boskiej z Dzieciątkiem Jezus nieoczekiwanie odżyło w fotografii w okresie międzywojennym (Dorothea Lange, David Seymour) w kręgu reportażu wojennego czy społecznego. Paradoksalnie temat wojenny odnowił czy wręcz zrehabilitował jeden z najważniejszych motywów ikonograficznych malarstwa religijnego. Podobnie docieranie do tajemnicy veraiconu powoduje, że jest to wciąż aktualny temat w malarstwie i fotografii podejmowany w latach 80. i 90. XX wieku, a najważniejszą w ostatnich latach książkę na ten temat pt. Całun Turyński: Fotografia niewidzialnego? napisał Zbigniew Treppa.
Z pewnością on i jego są książki są ważnym punktem odniesienia do twórczości Karoliny - Jego żony. W pracach, które miałem możność obejrzeć widać próbę sięgania po niematerialność, ulotność, ale także melancholię - żal z powodu umierania czy odchodzenia z tego świata. Czego nam żal? - pytał ksiądz prof. Józef Tischner w filmie o melancholii Stanisława Wyspiańskiego. Oglądamy i przyswajamy śmierć, w tym swoich najbliższych, ale także uświadamiamy sobie, podobnie jak np. Wyspiański na początku XX wieku, proces starzenia się czyli powolnego umierania niewinnych i pięknych ciał dzieci.
Nałożone, w wyniku graficznych interwencji na portretowane twarze, linie zawierają w sobie pewien rys dramatyczny, oddzielają je od patrzącego, sprawiając wrażenie niedostępnych, zamkniętych w innej przestrzeni. Oddalają się od nas, czasami rozmywają w nieskończoność bytu. Ale wciąż jeszcze są! Tak jak w nas wciąż są myśli o śmierci i próby jej oswojenia. Widoczne w niektórych z prac światło z pewnością jest religijną nadzieją na wieczne życie, wiarą Artystki, że ono istnieje. Przejście na drugą stronę jest dramatyczne, ale uświadomione. Twarze są pełne spokoju i zaufania do Ojca.
Drugim problemem, który porusza Artystka jest poszukiwanie obrazu w obrazie/realności, fotografie te istnieją w jakieś nieokreślonej przestrzeni, a niektóre z nich są wykonane w "nowoczesnym kadrze".
Malarstwo - Przejście (2003 - 2005)
Cykl dziesięciu obrazów: Logos, Ikona, Chleb, Ofiara, Chusta, Przejście I, Przejście II, Przybytek wykonanych w trudnej stylistyce abstrakcyjno-symbolicznej opowiada nie tylko historię życia i śmierci Jezusa Chrystusa, ale także w teologiczno-artystyczny sposób próbuje wyjaśnić strukturę czy istotę świata. Te obrazy sprawiły mi prawdziwą radość, ponieważ Karolina w ciekawej formie artystycznej, często nawiązującej do ikony i malarstwa wywodzącego się z koncepcji Kazimierza Malewicza, przedstawiła swą teologiczną wizję. Oczywiście na wiele pytań nie potrafię odpowiedzieć. W pięknym obrazie Logos widzimy pęknięcie, co jest bardzo ciekawym i ryzykowanym wyznaniem wiary. Szczególnie interesujący jest obraz Chleb, na którym możemy dostrzec księgę (biblię?) z krzyżem greckim, nad którym wznosi się Logos, którego postrzegamy jedynie fragmenty. Obraz namalowany jest w podniosłym stylu, w kolorze czerwieni i szkarłatu, z pewną deformacją w środku księgi/chleba. Inne płótno - Ofiara I koncepcyjnie nawiązuje do fotografii. Kolorami symbolicznie podzielony został na trzy sfery - linia życia przechodzi przez kolor żółty, potem największą w sensie ilości obszaru czerwień i w końcu czerń. Ale linia jest nieskończona, gdyż jej początek i koniec są niewidoczne. Sądzę, że Przejście II pokazuje inny typ/ model śmierci, o bardziej Kantorowskim rodowodzie. W obrazach Karoliny powtarza się motyw tunelu, będący symbolem przejścia, transformacji. Cykl kończy się Przybytkiem, czyli dotarciem i zjednoczeniem w Domu Ojca.
Artystka stosuje najczęściej formy prostokątne, rzadziej kwadratowe, które przenikają się tworząc niekiedy formę odwróconego krzyża. Zwraca uwagę konsekwentna kolorystyka, w której dominuje czerwień i szkarłat Logosu na tle koloru żółtego.
III. Fotografia a malarstwo
W przypadku omawianej twórczości (szkoda, że tak rzadko pokazywanej) mamy do czynienia z dwiema koncepcjami, które wypowiadają się różnymi językami wizualnymi uzupełniającymi się i wzajemnie przenikającymi. Obecnie bardzo niewielu malarzy potrafi wspiąć się na tak wysoki poziom dyskursu filozoficznego. Oprócz teologa Jerzego Nowosielskiego są to m.in. Stanisław Fijałkowski, Stefan Gierowski oraz najbliższy koncepcyjnie twórczości Karoliny - Jan G. Issaieff, który sięga po syntezę malarstwa ikonowego i Marka Rothko, a także Stanisław J. Woś.
Szkoda, że tego typu twórczość jest poza obiegiem Kościoła, jak też najważniejszych galerii i muzeów państwowych zainteresowanych głównie pop kulturą. Jest to wynikiem dominacji koncepcji postsztuki i przekonania o zmierzchu sztuki metafizycznej i człowieka jako osoby religijnej, prorokowane od lat 60. XX wieku przez filozofię francuską spod znaku postmodernizmu filozoficznego. Jestem przekonany, że zbyt szybko uwierzono w te argumenty.
Malarstwo tworzone przez Karolinę Aszyk jest bardzo trudne, bo przeznaczone dla osób wierzących i niejako z góry skazane na porażkę, gdyż nawet najwięksi malarze XX wieku podejmujący tematy religijne, mieli świadomość niedoskonałości swej wypowiedzi artystycznej. Mogą budzić zastrzeżenia eksploracje na temat Przejścia. Ale powinnością artysty jest zgłębianie problemu tajemnicy śmierci i tego co będzie "po", gdyż od samego początku był to jeden z najważniejszych tematów sztuki i sądzę, że w dalszym ciągu nim będzie. Jest to nadal najważniejszy problem artystyczny, ale niewielu twórców zdaje sobie z tego sprawę.
Twórczość, której nie znałem aż do marca 2009, mimo, że znałem Autorkę, wywołała we mnie uczucie radości o przesłaniu religijnym, dlatego bardzo gorąco ją polecam wszystkim poszukującym w sztuce wartości teologicznych, a nie rozrywki.
|